A niech mnie, twórcy Dark całkiem sprytnie to sobie wymyślili. Zakończenie trzeciego sezonu okazało się, ku mojemu zaskoczeniu, całkiem satysfakcjonujące. Niemniej nie jestem przekonany, że wysiłek umysłowy potrzebny do ogarnięcia fabuły i jej aktywnego śledzenia był tego zakończenia wart.
Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam trudne filozoficzne rozważania w literaturze sci-fi. Trudność w zrozumieniu Dark nie wynika jednak ze skomplikowania przedstawianych konceptów, ale z liczby elementów, którymi trzeba stale żonglować w pamięci. Dark nie jest trudne w odbiorze tak jak np. niektóre książki Lema (Golem XIV chociażby). Dark jest trudne tak jak gra pamięciowa (memory), w której zamiast par próbujemy dopasować kilka różnych typów elementów i to jeszcze w przestrzeni trójwymiarowej. Zdecydowanie wymaga to koncentracji i potrafi być męczące, ale niekoniecznie jest to jakoś szczególnie intelektualnie stymulująca rozrywka.
Twórcy serialu robili co mogli, żeby ten wysiłek zminimalizować (większość aktorów jest naprawdę świetnie dobrana), czasem nawet aż za bardzo. Bo trochę szkoda, że wszystkie najważniejsze założenia serialu zostały łopatologicznie wyłożone w trzecim sezonie – widzowie nie dostali szansy na samodzielne złożenie wszystkich elementów tej układanki w całość.
Poniżej kilka moich przemyśleń o zakończeniu, więc spodziewajcie się dużych spojlerów.
.
.
.
.
.
Here be spoilers.
.
.
.
.
.
Wprowadzenie trzeciej, oryginalnej linii czasowej pozwoliło rozwiązać większość paradoksów związanych z podróżą w czasie. Ponieważ zmiana oryginalnej linii czasowej wywołana była działaniem Jonasa i Marthy, których przyszłe wersje zostały usunięte w wyniku tej zmiany, nie powstała kolejna pętla czasowa. Wraz z rozsupłaniem splątanych pętli czasowych zniknęły też wszystkie paradoksy kauzalne, czyli sytuacje, w których nie można jasno wyznaczyć początkowej przyczyny jakiegoś zajścia (np. to, że Elisabeth Doppler była matką swojej matki).
Nie obyło się, co prawda, bez naciągania pojęcia splątania kwantowego oraz trochę problematycznego przywołania zasady samospójności Nowikowa. Z jednej strony wszystko, co działo się w zapętlonych liniach czasowych musiało się wydarzyć, stale powtarzając cykl (Jonas nie mógł zabić się przedwcześnie). Z drugiej jednak wewnętrzna ingerencja i przerwanie cyklu była możliwa. Chociaż i tutaj nie mogę zarzucić twórcom, że tego nie przewidzieli. W ostatniej rozmowie Adama i Claudii dostajemy wytłumaczenie, że przełamanie determinizmu było możliwe, ponieważ w momencie apokalipsy, kiedy obydwie pętle czasowe schodziły się i przenikały, czas stał przez chwilę w miejscu. Miało to umożliwić zmianę jego biegu z wewnątrz pętli i wyjście poza cykl.
Nie do końca rozumiem jednak, czemu po zmianie biegu oryginalnej linii czasowej Jonas i Martha zostali wymazani z rzeczywistości. O ile jest to zrozumiałe w przypadku postaci będących wewnątrz pętli, o tyle poza pętlą można się zastanawiać, jakie „upiorne oddziaływanie na odległość” było tego przyczyną (i to sięgające nie tylko przez przestrzeń, ale i czas). Można na to wzruszyć ramionami i winić to nieszczęsne splątanie kwantowe. Albo może po prostu w tym wypadku górę wzięły zasady prowadzenia dobrej narracji, bo trzeba przyznać, że pod tym względem poświęcenie Jonasa i Marthy stanowi dobre, emocjonalnie poruszające zakończenie. Więc czemu nie.