Moja tatuażystka opowiedziała mi ostatnio historię pewnego klienta, który kilkanaście razy zgłaszał się na poprawki, bo ciągłe dziara nie była „idealna”. A że siedziałem w salonie dobrych sześć godzin, to miałem sporo czasu na refleksję – przynajmniej dopóki ból zupełnie nie przyćmił mi myśli. Taki obsesyjny perfekcjonizm wydał mi się nieludzki, czy wręcz antyludzki, wszak to właśnie drobne uchybienia odróżniają nas od maszyn. Preferujemy rzeczy niedoskonałe, nawet jeśli jedynie podświadomie. Automaty perkusyjne wybijające rytm co do milisekundy, brzmią dla naszych uszu gorzej niż perkusiści z krwi i kości, którzy zawsze rozmijają się z taktem o te 10-20 milisekund. Podobnie w przypadku fotografii: zdjęcia analogowe, pomimo swojej ziarnistości, często mają większy urok niż te zupełnie „czyste” robione cyfrówką. Zapewne jest to jeden z powodów ponownego rozkwitu fotografii analogowej w ostatnich latach.
Ze swoimi preferencjami zdradzamy się nawet przy wyborze przedmiotów czysto użytkowych. Moim ulubionym kubkiem jest ten ręcznie robiony z bolesławieckiej ceramiki. Nie jest może szczególnie piękny ani nawet poręczny, ale świadomość, że został stworzony czyjąś żywą ręką przynosi mi osobliwą pociechę – i nie sądzę, że jest to jedynie moje dziwactwo, zważywszy na popularność ręcznie malowanej ceramiki, na przykład od Trzask Ceramics. Tutaj nasze upodobanie niedoskonałego zaczyna mieszać się z pragnieniem obcowania z drugim człowiekiem, nawet jeśli tylko niebezpośrednio poprzez jego wytwory; rzeczy produkowane taśmowo przez maszyny, w tysiącach jednakowych kopii, wydają się zwyczajnie bezduszne. W jednym ze swoich esejów Orwell stwierdza, że „świętość, jest tym, czego człowiek powinien unikać”. Podobnie jak perfekcja, można by dodać.
Zastanawiałem się też, w jakim stopniu ten obsesyjny perfekcjonizm wynika z naszego zanurzenia w świecie wirtualnym. Odkąd powstały media społecznościowe, a nasze życie w dużej mierze wyniosło się „z reala”, drobiazgowe budowanie wizerunku stało dla wielu chlebem powszednim. Nie żebyśmy wcześniej tego nie robili – w końcu temu służą ubrania i inne akcesoria, fryzury czy choćby, no właśnie, tatuaże – ale nigdy na taką skalę i przy pomocy takich narzędzi. Lustro daje nam pewną niewielką kontrolę nad własnym wizerunkiem; Photoshop pozwala nam kształtować go praktycznie dowolnie. W dodatku Internet otworzył nas na bezpośrednie porównywanie się z całym światem, dostarczając przy tym „pomocnych” metryk pokroju followersów czy lajków, co podsyca w nas ów impuls perfekcjonisty.
Sądzę, że znacznie zdrowszym podejściem jest akceptacja niedoskonałości – cenienie swoich niedoskonałych tatuaży i kubków właśnie dlatego, że są niedoskonałe, gdyż to dzięki temu są bardziej ludzkie. Paradoksalnie to także lepszy sposób na wyróżnienie się z tłumu, jeśli nam na tym zależy, bo wszyscy ci perfekcjoniści ostatecznie zaczynają wyglądać podobnie: jak taśmowo produkowane kopie.
Źródełko zdjęcia: David Pisnoy na Unsplash.