„Severed Steel” to naładowana akcją strzelanka z prostym celem: pozwolić graczom poczuć się jak bohaterowie absolutnie przegiętego filmu akcji. Na pierwszy rzut oka widać w niej pewne podobieństwa do „Ghostrunnera” i „SUPERHOT” – minimalistyczna, wystylizowana grafika, akrobatyczna bohaterka oraz bullet time – ale zamiast zachęcać nas do metodycznego rozpracowywania każdego poziomu, aż w końcu wpadniemy na odpowiednią morderczą choreografię, „Severed Steel” daje nam ogromną swobodę działania i wybacza wiele błędów. Jeśli uznać „Ghostrunnera” za balet, to „Severed Steel” jest radosnym pląsaniem na dyskotece. Najwyraźniej na etapie projektowania gry jej twórcy obrali podejście niemalże statystyczne: jeśli maksymalnie ułatwić graczom poruszanie się oraz strzelanie i stale zasypywać ich hordami wrogów, to imponujące akcje, rodem z „Matriksa”, są niemalże gwarantowane. I co najlepsze, taka filozofia designu się sprawdza – co dobrze widać na spontanicznie nagranym przeze mnie filmiku.
Nie chcę jednak sugerować, że ta płynność rozgrywki to zasługa przypadkowego wymieszania różnych składników. „Severed Steel” ma wiele przemyślanych rozwiązań. Przede wszystkim, wrogowie mogą nas trafić jedynie, kiedy nie wykonujemy żadnych akrobacji, co dostarcza bodźca do ciągłego przemieszczania się, a poziomy – przypominające często areny z dawnych strzelanek – mają wiele elementów architektonicznych, wymagających konkretnych interakcji (szyby, przez które można się przebić; tunele do wślizgów czy pionowe platformy, od których można się odbić). Warto docenić też dobre wskazówki dźwiękowe (na przykład charakterystyczny trzask po wyeliminowaniu wroga), znacznie ułatwiające rozeznanie się w wizualnym chaosie, jaki nierzadko panuje na ekranie.
„Severed Steel” to gra na raptem kilka godzin, co w zupełności wystarcza, bo kampania kończy się zanim zdążymy poczuć zmęczenie, bądź co bądź, ciasną pętlą rozgrywki. Trzeba jednak mieć świadomość, że jest to produkcja małego zespołu o dość ograniczonym budżecie – mechanikom brakuje ostatnich szlifów, a fabuła jest szczątkowa. Sporym zawodem jest muzyka, która momentami brzmi jakby wyciągnięto ją z pierwszego Wipeouta. Cena gry wydaje mi się też trochę wygórowana (dziewięć dyszek), ale sam dorwałem grę za darmo na Epicu, więc nie narzekam.