KategoriePopkulturaPrzemyślenia

Refleksja nad końcem świata w popkulturze

Podczas oglądania piątego odcinka „The Last of Us” dotarło do mnie, że postapokaliptyczne teksty kultury opierają się na wewnętrznej sprzeczności. Z jednej strony w niemalże perwersyjny sposób napawają się wizją upadku naszego, bądź co bądź, zepsutego świata: przedstawiana w nich rzeczywistość jest brutalna, ale niepozbawiona surowego piękna, na przykład w postaci odżywającej przyrody. Z drugiej natomiast prawie nigdy nie przedstawiają one żadnej pozytywnej alternatywy; na gruzach dawnego porządku nie wyrasta nic dobrego. To właśnie widzimy w czwartym i piątym odcinku „The Last of Us”, kiedy upadek jednego faszystowskiego reżimu prędko zastąpiony zostaje kolejnym. Nikt nie próbuje niczego innego, nikt nie organizuje się oddolnie w bardziej egalitarny sposób. „Może i wypaczona kapitalizmem demokracja pośrednia jest do bani, ale wszystko inne jest jeszcze gorsze” – można wyczytać między wierszami. Zdradza to oczywiście brak politycznej wyobraźni twórców, ale nie ma co się temu dziwić. Obecnie łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu.

I mniejsza o to, na ile „realne” byłoby takie społeczeństwo. Często słyszę argumenty, że takie cyniczne przedstawianie człowieka jest po prostu „pozbawione złudzeń”; że ludzie z natury są egoistyczni, więc zrobią wszystko, byle tylko przeżyć („Wytrwać i przetrwać”). Mówimy tu jednak o utworach fikcyjnych. Mykolodzy kategorycznie wykluczają pandemię Cordycepsa – to organizm zbyt wyspecjalizowany do pasożytowania na mrówkach – czy innych grzybów, więc skoro możemy zawiesić niewiarę co do tego, to czemu nie w kwestiach społecznych i politycznych? Nie żebym domagał się więcej naiwnych utopii, gdzie wszyscy są szczęśliwi, wszelkie konflikty odeszły w niepamięć a dobro zawsze zwycięża – jeśli komuś brakuje takiej prozy, może sięgnąć po zapomniane dzisiaj powieści H. G. Wellsa (np. Ludzie jak bogowie). Chciałbym po prostu więcej tekstów kultury, które przynajmniej dopuszczają inne możliwości niż społeczny regres. Bo jeżeli bardziej sprawiedliwe społeczeństwo nie mieści się nawet w granicach naszej wyobraźni, to jak mielibyśmy je kiedykolwiek zbudować?

A co do samego serialu, to dalej jest dobrze, choć nie powiem, żebym był jakoś niesamowicie zaangażowany emocjonalnie w historię Joela i Ellie. Może to kwestia tego, że mamy do czynienia z serialową adaptacją i tak już mocno kinowej gry, której zresztą nigdy nie byłem wielkim fanem. Ale na kolejny odcinek nawet czekam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *