KategorieFilozofiaPrzemyśleniaSocjologia

Szersze spojrzenie na akcje charytatywne

MrBeast, najbardziej popularny YouTuber na świecie, nakręcił wideo o tym, jak z własnej kieszeni pokrył koszty operacji zaćmy dla okrągłego tysiąca Amerykanów. Ten ośmiominutowy filmik to głównie migawki sprzed i po zabiegu wybranych osób – reakcje niektórych po odzyskaniu wzroku są naprawdę wzruszające. Wydawałoby się, że za ten dobry uczynek, to cudowne uzdrowienie niewidomych, komentatorzy będą piać peany na jego cześć. Tymczasem MrBeast spotkał się z niespodziewanie surową krytyką. Owszem, robienie z filantropii medialnego spektaklu może budzić lekki niesmak, ale przecież nie sposób spierać się z tym, że samo jego działanie było jednoznacznie dobre. Prawda?

Nie do końca. Z perspektywy jednostkowej, niezwykle przydatnej dla utrzymywania obecnego status quo, takie akcje charytatywne rzeczywiście należy ocenić pozytywnie. Życie każdego, komu pomógł MrBeast, niewątpliwie zmieniło się na lepsze. Całą sytuację powinniśmy jednak rozpatrzyć w odpowiednim kontekście. Dlaczego w ogóle konieczna była interwencja milionera? Otóż w Stanach osoby nieubezpieczone muszą zapłacić za operację zaćmy od 3 do 7 tysięcy dolarów na każde oko, więc wielu ludzi w trudnej sytuacji finansowej zwyczajnie nie może sobie na nią pozwolić. W Polsce zabieg ten jest refundowany przez NFZ – na przyjęcie do kliniki pewnie trzeba naczekać się w kolejce, ale lepsze to niż wypatrywanie gwiazdki z nieba w postaci bogatego sponsora.

To „jednoznacznie dobre działanie” odbywa się zatem w ramach jednoznacznie złego systemu. Bo jak inaczej ocenić społeczeństwo, które skazuje swoich członków, często tych najbardziej bezbronnych, na łatwo uleczalną ślepotę? Zauważmy, że motywacje nie mają w tym wypadku większego znaczenia. Być może MrBeast rzeczywiście kierował się, przynajmniej we własnym mniemaniu, szlachetnymi pobudkami. Posłużę się tu jaskrawą analogią: wyobraźmy sobie Amerykę sprzed wojny secesyjnej i zamożnego białego plantatora, który – kierując się dobrocią serca – uwalnia wszystkich swoich czarnych niewolników i niewolnice. Opiewanie jego dobroci nijak nie przybliżałoby amerykańskiego społeczeństwa do zniesienia niewolnictwa. „Potrzeba nam więcej dobrych panów, a nie zniesienia niewolnictwa!” – mógłby odezwać się jakiś przebiegły polityk z południa. Inni biali, urzeczeni tym, ileż to dobra wciąż jest na świecie, tylko głębiej pogrążaliby się w swojej politycznej apatii. Po co działać, skoro najwyraźniej jesteśmy w dobrych rękach? Wciąż możemy liczyć na życzliwość bliźnich!

W tym właśnie tkwi sedno sprawy: wynoszenie bogatych dobroczyńców na piedestał odwraca uwagę od rzeczywistych problemów. Cała dyskusja, zamiast toczyć się wokół przyczyn, czyli kapitalistycznego systemu żerującego na ludzkiej niedoli, oraz potencjalnych rozwiązań – w Stanach można by zacząć od wprowadzenia publicznego systemu opieki zdrowotnej – schodzi na sentymentalne tory, a wszelkie głosy krytyki są uciszane jako „malkontenckie”. Bo skoro ktoś krytykuje taki jednoznacznie dobry czyn, to najpewniej robi to z zawiści. Co gorsza, przekierowanie takiej dyskusji staje się praktycznie niemożliwe, bo nieustannie wykolejają ją Wielcy Moralizatorzy – ludzie, dla których świat jest manichejską areną, gdzie ścierają się siły Dobra i Zła, a źródłem każdego problemu jest właśnie owo bliżej nieokreślone „zło” bądź „egoizm”, nie zaś system punktujący chciwość. Słowem: potrzeba nam więcej dobrych panów, a nie sprawiedliwego systemu społecznego.

Bardzo podobny problem mam, i tu pewnie spadną na mnie gromy, z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. O ile zupełnym obłędem wydaje mi się bezwzględne krytykowanie WOŚP – zakupione przez nich sprzęty niewątpliwie ratują życie – o tyle trudno nie dostrzec, jak kształtuje ona optykę debaty wokół polskiej służby zdrowia. „Gdyby nie WOŚP, Polskie szpitale dawno by padły” – można czasem usłyszeć. Tymczasem, jeśli wierzyć wyliczeniom OKO.press, sumy zebrane przez WOŚP oscylują w granicach dwóch promili rocznego budżetu NFZ1. Nie da się zatem załatać dziur budżetowych NFZ ani finansować szpitali z działań charytatywnych. W przypadku WOŚP dochodzi jeszcze problematyczna postać Owsiaka, który w wywiadach opowiadał się za prywatyzacją służby zdrowia. Owsiak, świadomie czy nie, dąży nie do poprawy opieki zdrowotnej w Polsce – zreformowanej, dobrze dofinasowanej publicznej służby zdrowia – tylko do skrócenia kolejek dla bogatych i niekończącego się festiwalu charytatywności dla ubogich. Dokładnie tak samo jak w Stanach.

1. Przy okazji odniosę się od razu do cokolwiek kuriozalnego kontrargumentu, jakoby takie porównanie nie miało sensu, bo „pieniądze z budżetu NFZ idą nie tylko na sprzęt”, a szpitalne inwestycje finansowane są także ze środków samorządowych i unijnych. Okej, i co z tego? Co niby stoi na przeszkodzie, żeby podnieść składki zdrowotne (lub zdobyć środki w inny sposób np. poprzez podatek progresywny) i więcej pieniędzy przekierować konkretnie na zakup sprzętu?  

Źródełko zdjęcia: Diana Polekhina on Unsplash

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *